Hong Kong to miasto, które na pierwszy rzut oka może wydawać się niezmiernie nowoczesne, skupione na biznesie i rozwoju technologicznym. Szklane wieżowce, neonowe reklamy i wiecznie spieszący się ludzie – takie były nasze pierwsze wrażenia. Jednak pod tym wszystkim kryje się świat przesądów, wierzeń i rytuałów, które mają ogromne znaczenie w codziennym życiu mieszkańców. To właśnie ta nieoczywista strona Hongkongu sprawia, że to miejsce jest tak fascynujące.
Gotowi?

Feng Shui – walka wieżowców o dobrą energię
Pewnie każdy z nas chociaż raz w życiu słyszał o feng shui. Jest to sposób, w jaki nasze otoczenie oddziałuje na wszystkie sfery naszego życia. Najprościej mówiąc – to, jak zaprojektujesz swoje wnętrze będzie rzutować na przepływ energii w tym miejscu, która albo poprawi Twoje życia albo jeszcze bardziej je utrudni.

Zanim przyjechaliśmy do Hong Kongu, myśleliśmy, że zasady feng shui dotyczą jedynie aranżacji wnętrz, jak ustawienie łóżka lub co gorsza, pozbycie się bałaganu z domu. Okazuje się jednak, że to o wiele poważniejsza sprawa – na tyle poważna, że decyduje o milionowych inwestycjach i budowie drapaczy chmur.
Istnieje zawód mistrza feng shui, który bierze udział w konsultacjach podczas fazy projektowania budynku. Prawie połowa z nich została wzniesiona zgodnie z najlepszymi praktykami. Jedną z nich jest np. zostawianie charakterystycznej dziury w fasadzie. Według lokalnych wierzeń, na wzgórzach miasta żyją smoki (tak, smoki), które codziennie latają w kierunku morza. Aby nie blokować im drogi i tym samym nie przynosić pecha, w budynkach zostawia się otwory, aby te mogły swobodnie przelecieć.
Innym i trochę śmiesznych przykładem jest „konflikt” budynków HSBC i Bank of China.
W latach 80., kiedy ukończono budowę siedziby HSBC, uznano ją za wzór feng shui. Budynek zaprojektowano tak, by miał doskonały przepływ energii i sprzyjał energii finansowej – ustawienie wejścia, fontanny z wodą, otwarty projekt wnętrza – wszystko było dokładnie przemyślane. Nawet schody ruchome mają odpowiednie nachylenie, zapobiegające wejściu złych duchów do środka.
A potem pojawił się on – Bank of China, który wprowadził totalny chaos w hongkońskiej dzielnicy finansowej. Budynek zaprojektowano z ostrymi krawędziami i kształtem przypominającym nóż. Cała fasada budynku pokryta była znakami w kształcie litery „X” - w chińskiej kulturze skrzyżowanie ze sobą dwóch desek symbolizuje kres życia.

W roku następującym po budowie, miasto oraz okoliczne firmy zaczęły zmagać się z problemami – nie tylko finansowymi, ale również zdrowotnymi pracowników. Werdykt był jeden – to wszystko wina tego nieszczęsnego drapacza chmur.

Aby uratować miasto przed zagładą, władze HSBC wzięły sprawę w swoje ręce i po kolejnych konsultacjach na dachu swojej siedziby wybudowały dwie gigantycznie wieżyczki, które przypominają działa. Skierowane zostały w kierunku Bank of China, aby odbijać negatywną energię i ją neutralizować.
Czy to pomogło? Trudno powiedzieć, chociaż mówi się, że wiele z niefortunnych wydarzeń ustało po tych ruchach i więcej się nie powtórzyły na taką skalę.
Villain Hitting, czyli rytuał wypędzania wrogów klapkiem
To jeden z najciekawszych rytuałów, jaki mieliśmy okazję doświadczyć.
Niedaleko portu znajduje się niewielki plac pod wiaduktem, wokół którego krąży życie – mieszkańcy śpieszą się na nadjeżdżający tramwaj, wracają z zakupów, odprowadzają dzieci do szkoły. Na środku tego placu jest coś, co pozornie przypomina bazar, tylko zamiast owoców i warzyw są liczne stanowiska z małymi ołtarzykami buddy, z których rozlega się woń kadzideł.
To właśnie ulica Canal Road w dzielnicy Causeway Bay, która zawładnięta jest przez starsze kobiety, które za drobną opłatą odprawiają rytuał villain hitting, czyli... symbolicznego pobicia swojego wroga klapkiem.

Wyobraź sobie, że stoisz w kolejce do starszej pani, trzymasz w ręku karteczkę z podobizną człowieka. Minutę wcześniej napisałeś tam imię osoby, którą podejrzewasz o to, że źle Ci życzy – być może obgadywała Cię, oszukała lub sprawiła przykrość. Po chwili siedzisz przed ołtarzykiem pełnym świec, kadzideł i surowego mięsa, a nad wszystkim góruje Budda. Oglądasz, jak kobieta z imponującą siłą w rękach wali w kartkę butem, mamrocząc coś pod nosem i spalając jakieś kartki nad Twoją głową.
Brawo, właśnie rzuciłeś/-aś klątwę na swojego nieprzyjaciela za niecałe 30 złotych! Dzięki temu osoba ta doświadczy jakiegoś dyskomfortu lub niepowodzenia w życiu, aby dostać nauczkę.
My poszliśmy tam z ciekawości, ale widać, że mieszkańcy traktują to serio. Widzieliśmy osoby w różnym wieku, które ze skupieniem na twarzy poddawały się ceremonii. Dzięki temu wierzą, że ich życie się poprawi, zły los odwróci, a sprawiedliwość dosięgnie nieprzyjaciół.
Wróżenie z ręki i twarzy
Wiele osób wierzy, że wiara i ciężka praca to nie wszystko, a szczęściu należy pomóc.

Stare chińskie przysłowie znalezione w ciastku z wróżbą mówi, że 70% sukcesu to wysiłek, a 30% sukcesu to szczęście. Być może dlatego tak popularne są usługi wróżbitek i wróżbitów, do których ustawiają się niemałe kolejki. Niezależnie od tego, co usłyszymy, płynie z tego ważna nauka – nasz los nie jest przesądzony i zawsze możemy go zmienić, podejmując odpowiednie decyzje i akcje w swoim życiu. Uważam, że to piękna i uniwersalna prawda!
Podczas jednej z wizyt w świątyni skusiliśmy się na wróżenie z ręki. Choć podchodzimy do takich rzeczy sceptycznie, to byliśmy ciekawi, co usłyszymy od wróżki.
Wróżbitka analizowała obie dłonie, które miały symbolizować okres przed i po 30 roku życia. Odnosiła się do takich sfer życia jak zdrowie, miłość, rodzina, pieniądze. Było dużo ogólników i pozytywnych przepowiedni jak np. długie życie do 80tki, ale również kilka ostrzeżeń i warunków jak np. wyrzeczenie się fast foodów, aby zadbać o dobre zdrowie.
Wizyta była dość krótka, na pewno o wiele krótsza niż dla lokalsów, ale zapłaciliśmy też za nią o wiele mniej ze względu na brak gotówki.
Czy w to wierzymy? Raczej nie. Za to widzimy w tym wartość – dla wielu ludzi takie przepowiednie mogą być źródłem nadziei oraz motywacji do zmian.
Wróżenie z bambusowych patyczków w świątyniach
Jedną z najbardziej popularnych praktyk w świątyniach jest 'kau cim', czyli wróżenie za pomocą bambusowych patyczków. Rytuał polega na potrząsaniu pudełkiem wypełnionymi nimi do momentu, aż jeden z nich wypadnie. Numer na patyku wskazuje na konkretną wróżbę, którą można otrzymać od wróżbity w tejże świątyni.

Treść wróżby ma odpowiedzieć na konkretne pytanie, jakie zadaliśmy podczas rytuału. Jeśli wypadnie kilka patyków, całość należy powtórzyć. W ten sposób ludzie mają szansę na znalezienie odpowiedzi na ważne pytania dotyczące życia, miłości lub kariery.
Strach przed liczbą 4
Zdarzyło się, że w windzie doznaliśmy kilka razy konsternacji, bo między przyciskami „trzy” oraz „pięć” ewidentnie brakowało jednej cyfry. Uznalibyśmy to za przypadek, gdyby ta sama sytuacja nie spotkała nas po raz drugi w innym miejscu. Wszystkiemu winna jest tetrafobia, czyli lęk przed liczbą 4. Przesąd przywędrował tutaj z Chin, chociaż w Hong Kongu jest on nieco mniej popularny. W języku kantońskim słowo „cztery” brzmi prawie tak samo jak „śmierć”.
Efektem jest to, że w niektórych budynkach nie znajdzie się pięter czy pokoi z 4-ką, a nawet 14-ką lub 24-ką. Niektóre osoby idą o krok dalej i rezygnują z wynajmu mieszkania lub kupna domu, jeśli numer zawiera tę nieszczęsną cyfrę.
Znaleźliśmy nawet badania, które analizowały, czy ilość zgonów w dni zawierające 4-kę są wyższe niż w inne. Sprawdzano potencjalny wpływ stresu związanego z tym lękiem, a zgonami związanym z niewydolnością serca. Nie odnotowano znaczącej różnicy w liczbie pomiędzy poszczególnymi dniami.

Podsumowanie
Wierzenia Hongkongu i przesądy to nieodłączny element tradycji mieszkańców Hong Kongu. Czy naprawdę układ budynków może wpływać na energię miasta? Czy machanie laczkiem rzeczywiście przynosi nam upragnioną sprawiedliwość? Nie wiemy, ale jedno jest pewne - dla wielu osób takie praktyki mają realne znaczenie i są źródłem w odnalezieniu nadziei, podpowiedzi i sprawczości w swoim życiu.
Commentaires